Agnieszka Gozdyra dla cyfrowypolsatnews.pl
Agnieszka Gozdyra, prowadząca magazyny „To był dzień” i „Rozmowa Wydarzeń” w Polsat News, a także „Wydarzenia” odpowiada na pytania serwisu cyfrowypolsatnews.pl. Zachęcamy do lektury.
Dlaczego zdecydowała się Pani na rozpoczęcie pracy w Polsat News? Bądź co bądź, to nowy projekt i nie wiadomo czy „przyjąłby” się.
Szczerze mówiąc, niespecjalnie było się nad czym zastanawiać. Praca przy takim projekcie to gigantyczna szansa i wyzwanie. Miałam już na koncie doświadczenia radiowe i prasowe, także telewizyjne, bo pracowałam wcześniej w TV Biznes. Natomiast praca w kanale informacyjnym, który dopiero się rodzi – taka możliwość zdarza się raz w życiu. Bo to nie tylko kolejne doświadczenie zawodowe, ale i możliwość tworzenia czegoś od podstaw. Fajnie będzie kiedyś powspominać i pomyśleć „też tam wtedy byłam i miałam w tym swój udział”. Podwójna satysfakcja.
Jak Pani sądzi Polsat News „przyjął” się na rynku?
Świadczą o tym najlepiej wyniki naszej stacji. Odkąd istniejemy na rynku, sukcesywnie pniemy się w górę. Także wbrew tym, którzy w momencie startu nie dawali nam szans, bo uważali, że nasz medialny światek jest już zapełniony i kolejny kanał informacyjny się nie przyjmie. Otóż nasza rosnąca popularność pokazuje, że takie opinie były mylne, a widzowie potrzebują stacji informacyjnej, która nie goni za sensacją, ale mówi o tym, co jest ważne i pokazuje, jak codzienne decyzje polityków czy urzędników wpływają na życie zwykłych ludzi. Myślę, że właśnie za to doceniają PN widzowie, skoro wymieniają nas na pierwszym miejscu w rankingu najbardziej obiektywnych kanałów informacyjnych w Polsce.
Czy praca w Polsat News coś zmieniła w Pani życiu?
Powiem przewrotnie: wszystko i nic. Nic w tym sensie, że od lat byłam przyzwyczajona do pracy na podwyższonej adrenalinie i nie w trybie „od-do”, tylko „pracujesz, póki jest robota do zrobienia”. Ale niczego nie da się porównać do pracy w kanale informacyjnym, gdy w każdym momencie trzeba być przygotowanym do wejścia na antenę i poprowadzenia programu na dowolny temat. Niewyobrażalna dawka emocji i nerwów oraz… umiejętność maskowania emocji i nerwów. W tym sensie na pewno to nie jest zajęcie dla każdego, bo człowiek się w tym spala. Praca w kanale informacyjnym to także możliwość poznania ludzi, którzy na co dzień decydują o naszym życiu (albo tak im się zdaje) i okazja do stawiania im trudnych pytań. Ale także spotykanie ludzi zwykłych, wcale nie ze świecznika, którzy chcą nam opowiedzieć swój problem lub przekazać historię. A my możemy zareagować. Jaki inny zawód by mi na to pozwolił? Jaki inny zawód sprawiałby, że każdego dnia przyswajałabym nową dawkę wiedzy o świecie, była blisko najważniejszych zdarzeń? Może i jest taki zawód, ale szczerze mówiąc to mnie wcale nie obchodzi, bo robię w tej chwili to, co zawsze chciałam.
Ostatnio Monika Olejnik, dziennikarka Radia ZET i TVN24 skrytykowała Telewizję Polsat News za emisję rozmowy z reżyserem Grzegorzem Braunem. Jaka była Pani pierwsza reakcja?
Rozczarowanie, że tak znana dziennikarka nie sprawdziła dokładnie faktów, które komentuje. Monika Olejnik skrytykowała nas za zaproszenie Grzegorza Brauna do studia. Otóż nie był naszym gościem. Tego dnia nagraliśmy jego wypowiedź we Wrocławiu, gdzie akurat przebywał, by wiedzieć, czy podtrzymuje swoje słowa z klubu Ronina o strzelaniu do dziennikarzy. Nie tylko je podtrzymał, ale przyznał, że „nie doszacował”. Emitując jego wypowiedź, zamknęliśmy usta tym, którzy twierdzili, że słowa Brauna zostały zmanipulowane i wyrwane z kontekstu. Nie były. Padły z pełną świadomością. Jeśli dzięki programowi ”To Był Dzień” prokuratura zyskała kolejny dowód w sprawie, to mogę się tylko cieszyć, bo od zawsze uważam, że mowy nienawiści nie wolno lekceważyć czy przemilczać, ale trzeba piętnować i nazywać rzeczy po imieniu. Wyjaśnię jeszcze jedno: otóż jest różnica, czy zapraszamy kogoś do studia, sadzamy naprzeciwko i dajemy mu pełnoprawny głos w dyskusji, czy też emitujemy jego wypowiedź w jakimś celu. Wychodzę z założenia, że nie każdy zasługuje na przywilej bycia gościem w studiu. I w tej grupie jest Grzegorz Braun. Poza tym nie hołduję zwyczajowi komentowania składu gości w cudzych programach. Mam prostą zasadę: zrobić swoje jak najlepiej, przemyśleć, co można poprawić (u siebie!) następnym razem, potem ewentualnie spojrzeć na innych. Wiadomo, że wszyscy się w mediach nawzajem podpatrujemy i mamy na swój temat zdanie, ale otwarta, a do tego bezzasadna krytyka jest osłabianiem mediów. A powinny być silne, jeśli mają pełnić funkcję kontrolną.
Gdyby miała Pani możliwość, co zmieniła by Pani w mediach?
Wszelkie zmiany warto zaczynać od siebie. To pozwala zachować pion i zdrowy rozsądek. Ale na pewno chciałabym, żeby do zawodu wchodzili lepiej przygotowani merytorycznie młodzi ludzie. Niestety, mam poczucie, że z roku na rok jest z tym coraz gorzej, że tym, którzy trafiają na staż, często brakuje podstawowej wiedzy – takiej ogólnej, która w tym zawodzie jest niezbędna. Więcej nauki, więcej pokory – bez tego trudno poprowadzić sensowną rozmowę, trudno przyłapać kogoś na mówieniu bzdur albo zwykłej nieprawdy. Jak się nie ma faktów w głowie, to nie ma się z czym skonfrontować słów rozmówcy. To wymaga ciągłej pracy, dzień po dniu. A kamera i mikrofon są bezlitosne. Chciałabym też, żeby media nie szły na łatwiznę. Żeby nie oferowały widzowi stale tego samego zestawu polityków, którzy komentują własne poczynania. Mam poczucie, że nasza stacja stara się to robić – dopuszczać do głosu także autorytety, ludzi, którzy naprawdę znają się na danej dziedzinie i mają coś do powiedzenia.
Hitem Internetu jest filmik, w którym jeden ze studentów z Ursynowa podając się za mieszkańca Atlantic City skomentował dla TVN 24 przebieg wyborów prezydenckich w USA, Jaki jest Pani komentarz?
Dość zabawna historia, która jednak mówi sporo o dzisiejszym świecie. Bo są wielkie zalety i niebezpieczeństwa „social media”. Zalety, bo jesteśmy blisko, wymieniamy się informacjami, news dociera do nas szybciej, a widz ma poczucie, że także uczestniczy w czymś ważnym. To szalenie integrujące. Ale co, jeśli dajemy głos komuś nieodpowiedzialnemu, kto podaje fałszywą informację? Sami narażamy swój wizerunek, a do tego wprowadzamy w błąd tysiące ludzi. A to są ich emocje. Nie należy z nimi igrać. W telewizji informacyjnej news jest bardzo ważny, ale trzeba go zweryfikować, podobnie rozmówców. Mamy swoje sposoby, choć kuchni nie będę tu zdradzać. Natomiast wpadki przydarzają się każdemu i nie uważam, by należało tu piętnować konkurencję. I jeszcze jedno. Chłopcy, którzy nabrali TVN24 owszem, są dowcipni, natomiast powinni się zastanowić, czy było warto. Nie chodzi mi o popularność, bo tę zdobyli i zdaje się całkiem nieźle ją konsumują. To też znak czasów. Tak niewiele trzeba, by zaistnieć. Ale co, jeśli inni zechcą pójść ich śladem i produkować na potęgę fałszywe newsy? To dość niebezpieczna gra.
Która rozmowa i, który poruszony temat był dla Pani najtrudniejszy podczas pracy w Polsat News?
Znów nieco przewrotnie odpowiem, że najtrudniejsza rozmowa to ta najbliższa. A z tych, które już za mną? Nikt z nas nie był przygotowany na 10 kwietnia, to jasne. Nikt nie mógł nawet przypuszczać, że będzie relacjonować i komentować największą katastrofę w naszej nowożytnej historii. Wydaje się, że potem już wszystko człowiek jest w stanie „udźwignąć” na antenie. Przeżyłam kilka tygodni siedząc niemal non stop w telewizyjnym studiu, informując o kolejnych pogrzebach i kolejnych ciałach ofiar, które wracały do kraju. Nie zdarzyło mi się wtedy uronić łzy na antenie. Adrenalina? Mechanizm samoobronny organizmu? Do końca nie wiem. Dziś wspominam to jak dziwny sen. A przecież tak było naprawdę. Poza tym zawsze bardzo trudne są dla mnie rozmowy dotyczące istot bezbronnych: poszkodowanych dzieci czy zwierząt. Z tym kompletnie nie umiem się pogodzić i sporą sztuką jest dla mnie wówczas opanowanie emocji. Potem odreagowuję w drodze do domu. Muzyka „na full” w aucie, a i tak nosi mnie jeszcze wiele godzin.
Przed startem Polsatu News pracowała Pani w TV Biznes, niech Pani przypomni naszym czytelnikom, czym się Pani zajmowała w stacji?
Niemal od razu zaczęłam prowadzić rozmowy? na tematy ekonomiczne, ale nie tylko. To było także moje pierwsze zetknięcie z politykami w telewizyjnym studiu. Potem przeniosłam się do uruchomionego przez TV Biznes studia sejmowego i stamtąd prowadziłam rozmowy z parlamentarzystami. Dla TV Biznes relacjonowałam wybory parlamentarne w 2007 roku i zaprzysiężenie sejmu. Niedługo później otrzymałam propozycję przejścia do Polsat News. Kanał szykował się wtedy do startu, a ruszył na Euro – w czerwcu 2008 roku.
Dużo dostaje Pani maili od widzów?
Bez przesady. Radzę sobie;) Wszelkie uwagi są bardzo cenne, także te krytyczne. Bez widzów nas nie ma, więc każdy głos przyjmuję z uwagą i pokorą.
Jest Pani bardzo zapracowaną dziennikarką – prowadzi Pani serwisy informacyjne w Polsat News, „Wydarzenia” o 15:50 i „To był dzień” – jak znajduje Pani czas dla najbliższych :)?
Z radością i… trudnością. Na szczęście najbliższa mi osoba wykonuje ten sam zawód, więc świetnie się w tym względzie rozumiemy i staramy wspierać. Jeśli ktoś wie, jak to jest pracować w weekendy, święta, czy zostawać nagle na dodatkowy dyżur, bo katastrofa, bo przewrót rządowy, to tym łatwiej jest mu zrozumieć drugą osobę. Tak to już jest, działam w tym trybie od wielu lat, więc w pewnym sensie to dla mnie normalne.
Pani plany zawodowe na przyszłość?
Jestem w dobrym miejscu i w dobrym czasie. Mam taką zasadę, żeby za bardzo nie planować. Nie chodzi nawet o to, żeby nie zapeszać, ale życie uczy pokory i często zmienia nasze postanowienia. Najprostszy plan jest taki: skupić się na tym, co jest teraz do zrobienia, bo jesteś tak dobry, jak twój ostatni program. Dziennikarstwo to wspaniały zawód, a okrutny w tym sensie, że jesteśmy każdego dnia weryfikowani przez widzów. Nauka tego fachu nigdy się nie kończy, bo życie nam na to nie pozwala. I tylko ten, kto to zrozumie, ma szansę zdziałać w dziennikarstwie coś sensownego. Póki o tym pamiętam, póty nie jest ze mną tak źle;)
Czym się Pani interesuje, poza polityką oczywiście?
Od zawsze uwielbiam czytać kryminały, szczególnie autorów skandynawskich. Ta szkoła kryminału, zimnego, społecznego, najbardziej mi odpowiada. Ale mam też sentyment do kryminału milicyjnego, jeszcze z czasów PRL, czyli słusznie minionych. I do tych powieści, których akcja dzieje się w dwudziestoleciu międzywojennym, bo także ta epoka bardzo mnie interesuje. Poza tym jestem fanką zwierząt, szczególnie kotów. W domu mam dwa – Marcela i Wandzię. Mam nadzieję, że się nie nudzą, gdy mnie nie ma. Bo że się nie nudzą, gdy jestem – to wiem na pewno:)
Zna Pani serwis cyfrowypolsatnews.pl?
Znam, czasem z sympatią zaglądam.
Na zakończenie poproszę o kilka słów dla naszych czytelników?
Bardzo Wam dziękuję za zaproszenie i za zainteresowanie. Wiem, że śledzicie z uwagą to, co dzieje się na antenie, reagujecie na każdą zmianę i żywo ją komentujecie. Doceniam pasję. Jesteście pewnie naszymi najwierniejszymi widzami :). Pamiętajcie, że robiąc to, co robimy, jesteśmy też tylko ludźmi i czasem popełniamy błędy. I potem je przeżywamy, bo dziennikarstwo to zawód społecznego zaufania, a przynajmniej nadal powinno takim być. Dziękuję Wam raz jeszcze. Życzę wszystkiego dobrego, także na święta, bo te już blisko. Dobrych Świąt i spełnienia marzeń w Nowym Roku!
Foto: Polsat